Polka potrafi, czyli jak zrobić kolejny krok w wymierzonym przez siebie kierunku

Przeczytaj i uwierz, że możesz i potrafisz zostać bohaterką swojego życia.

Skąd wiem, że Polka potrafi?

„Kiedy pisana jest historia Twojego życia, nie pozwól by to ktoś inny trzymał długopis.” Davidson

Odkąd ogłosiłam, że  jestem w trakcie pisania książki „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!”, opartej na prawdziwych historiach niezwyczajnych-zwyczajnych kobiet,  zaczęto pytać mnie o to, w jaki sposób  dokonywałam wyboru przedstawionych w niej dziewczyn. Możliwe, że  zadajesz sobie podobne pytanie, dlatego pokrótce na nie odpowiem.

Mam to szczęście, że od kilku lat poznaję super dziewczyny. Ich historie niesamowicie mnie inspirują i motywują do działania w zgodzie z moimi planami i marzeniami. Ich przejścia i doświadczenia zawsze były dla mnie dowodem na to, że większość wymówek,  jakie stosujemy, lub ograniczeń, jakie imputują nam inni, nie mają racji bytu,  jeżeli postanowimy inaczej. Niezależnie od tego, że dziewczyny wywodziły się z biednych rodzin; że nie znały języka wyjeżdżając na studia za granicę; że rzucały stałą pracę, żeby oddać się swojej pasji; że są młode i niedoświadczone – wszystkie osiągały swoje cele. Patrząc na nie upewniałam się w przekonaniu, że aktywnie działając i  posiadając właściwe nastawienie można osiągnąć szczyty, o jakich się nie marzyło. Było więc naturalne, że gdy zdecydowałam się napisać i wydać książkę, jej bohaterkami zostały kobiety, które nieustannie pomagają mi uwierzyć w wykonalność tego, do czego namawiam Was w tytule. Zaczęłam przeprowadzać wywiady z moimi przyjaciółkami, znajomymi czy przelotnie poznanymi dziewczynami, które wywarły na mnie duże wrażenie. Równocześnie, kiedy dzieliłam się  pomysłem ze znajomymi, niemal za każdym razem ktoś mi mówił: „O, słuchaj! Mam idealną dziewczynę na bohaterkę Twojej książki!” i – ku mojemu ogromnemu szczęściu – zazwyczaj mieli rację. Nie miałam, niestety, wystarczającej ilości miejsca, żeby zawrzeć w książce wszystkie relacje; nie każda pasowała również do kontekstu, w jakim chciałam przedstawić dziewczyny. Część nowo usłyszanych historii spodobała mi się na tyle, że zdecydowałam o umieszczeniu ich tu. W ten sposób powstał swoisty przekrój sylwetek osób, które od lat obserwowałam w czasie rzeczywistym, z tymi, które poznałam  przeprowadzając wywiad na potrzeby projektu. Pozwól, że zanim oddam Cię w ręce naszych bohaterek, opowiem Ci trochę o sobie i o tym, jak na swoim przykładzie przekonałam się, że Polka potrafi.

Mając dziewięć czy dziesięć lat, wypytywałam tatę, czy  nie moglibyśmy wyjechać  za granicę. Wyobrażałam sobie, jak fajnie byłoby mieszkać w innym kraju, uczyć się w obcym języku i mieć znajomych z całego świata.  Ponoć nie było takiej opcji.

Mając trzynaście czy czternaście lat, postanowiłam, że chcę mieć męża obcokrajowca i mieszkać w kraju niebędącym ojczyzną żadnego z nas; a najlepiej również nie anglojęzycznym, aby nasze dzieci od małego miały okazję uczyć się czterech języków. Tak,  zawsze miałam zapędy do poliglotyzmu. Czy się spełni…? Jeszcze nie wiem.

Mając szesnaście, z zapartym tchem czytałam  nocami blogi podróżnicze i relacje z podróży dookoła świata, podobne do tych, którymi raczy nas Asia z rozdziału „Z uczelnią na koniec świata”. Zasypiałam z kolorowymi wizjami egzotycznych lądów i ciekawych ludzi, rosła we mnie coraz większa niecierpliwość i potrzeba wyjazdu. Wkrótce zaczęłam powtarzać, że przy pierwszej nadarzającej się okazji ruszam z plecakiem w świat. Ruszyłam.

Po skończeniu liceum marzyłam o studiach japonistycznych za granicą, ale nigdy nie zrealizowałam tego planu.  Rodziców nie było stać na opłacenie wyjazdu i czesnego, a ja nie miałam na tyle siły i odwagi, żeby wziąć sprawy w swoje ręce – odwrotnie niż Aga, z rozdziału „Zbawiać świat prowadząc biznes” czy Ania z rozdziału „Rodzynka samodzielnie marszczona”. Zaczęłam więc studia na Uniwersytecie Warszawskim, od drugiego roku marząc już tylko o tym, żeby je rzucić i wyjechać.

Po dwóch latach  zdecydowałam się na wzięcie urlopu dziekańskiego i przeprowadzkę do Belgii  – miejsca chwilowego pobytu moich rodziców. Miałam pomysł, żeby przenieść się tam na studia, ale  zdecydowanie powiedziane „Nie” na wydziale w Warszawie  przyjęłam  za ostateczną odpowiedź . Nie naciskałam, jak zapewne zrobiłaby Ola z rozdziału „Im więcej kłód pod nogami, tym więcej frajdy.” Mimo wszystko – spędziłam cudowny rok, który upłynął  pod znakiem nauki języka francuskiego, hiszpańskiego i tańca – mojej ogromnej, niespełnionej pasji.

Tańczyć chciałam od zawsze, ale w wieku dwudziestu dwóch lat powtarzałam sobie, że jestem za stara (sic!), żeby się tym zająć na poważnie. Mimo że otoczenie mówiło mi, że jestem w tym świetna, że mam talent i że niesamowicie czuję muzykę, ja powtarzałam sobie: „Co z ciebie za tancerka, skoro w ogóle nie masz opanowanej techniki?” Nie nastąpił przełom jak u Kasi, z rozdziału „Biała dziewczynka z północy”,  nie podążyłam za tym, co mi grało w sercu. Przez kilka lat marzył mi się wyjazd na kilkumiesięczny program taneczny do Nowego Jorku,  jednak mimo wieloletniego oszczędzania, odłożenia wystarczającej ilości gotówki i  wygospodarowania czasu przewidzianego na wyjazd – zebranie się w sobie i pokonanie strachu przed porażką („Zabraknie mi pieniędzy!”, „Będę dzielić pokoik z karaluchami i pluskwami!”, „Na tle tancerzy ze Stanów nie będę uznawana nawet za przeciętną!”) zajęło mi pięć lat.

Co ciekawe – kiedy w końcu postanowiłam polecieć, zaledwie w dziesięć dni miałam załatwiony darmowy nocleg na sześć tygodni i podpisany kontrakt na zlecenie opłacające mi cały wyjazd.  Gdy pierwszy raz weszłam do recepcji Broadway Dance Studio, przeszły mnie takie ciarki, że  omal rozpłakałam się ze szczęścia.  Oczywiście – chodziłam na zajęcia dla początkujących, a poziom tancerzy z grup bardziej zaawansowanych powalał  na kolana,  nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Dlatego tym bardziej uwielbiam Jujkę z rozdziału „Pasja, zajawka i tańczymy do upadłego” – za jej podejście do uczniów i do tego, co zrobić, gdy w Twojej głowie zaczynają się pojawiać myśli w stylu „Nie uda mi się”.

Kontynuując historię pobytu w Belgii i uczelni – nie chciałam wracać do Polski, a nie miałam odwagi rzucić studiów. Byłam nieszczęśliwa. Nikt nie rozumiał, o co mi chodzi – przecież studiowałam na wymarzonym kierunku, miałam  ciekawych wykładowców, lubiłam ludzi z  grupy. Niby wszystko było świetnie, tylko… No właśnie, tylko jedynym, na czym mogłam się skupić, było planowanie pierwszego dużego wyjazdu. Byłam przekonana, że natychmiast po skończeniu uczelni wyjadę, ale zgodziłam się z logiką stwierdzenia „Dwa lata masz już za sobą, szkoda by to było zmarnować” i – przeprowadziwszy się  ponownie do Warszawy – uzyskałam dyplom licencjata. Który do tej pory nie był mi nigdy do niczego potrzebny…

Większość osób z grupy na roku powtarzała, że nie planuje iść na studia magisterskie, jednak okazałam się jedną z niewielu, którzy rzeczywiście postanowili nie kontynuować edukacji. Nieraz słyszałam, że marnuję sobie przyszłość. Rodzice  ostrzegali, że popełniam błąd, że nikt mnie nie będzie chciał zatrudnić. Już wtedy wypracowałam w sobie jednak  determinację niepozostawiającą miejsca na myślenie, że ktoś będzie w stanie odwieść mnie od wyjazdu. Poza tym  wiedziałam, że nie będę chciała pracować dla kogoś, kto dyplom ceniłby  bardziej od miesięcy spędzonych na samotnych podróżach i organoleptycznym odkrywaniu świata. Podobnie jak Ewelina z rozdziału „To gdzie ja mam te buty?” nie miałam wątpliwości – to, czego  można się nauczyć i w jaki sposób człowiek rozwija się w trakcie wyjazdów, jest dużo bardziej wartościowe niż to, czego mogłabym się  nauczyć, siedząc bez przekonania w uniwersyteckiej ławie. Nie twierdzę, że edukacja formalna nie jest wartościowa, niemniej jednak przy stylu życia, jaki dla siebie wymyśliłam, nie była kluczowa.

W dniu premiery tej książki mijają dokładnie trzy lata od momentu wyjazdu w moją pierwszą „prawdziwą” podróż backpackerską, na półtora miesiąca do Indonezji. Nigdy nie zapomnę uczucia, które towarzyszyło mi w trakcie spaceru po plaży w wieczór wylądowania na Bali. Czy podczas pierwszego śniadania w warungu, lokalnym barze, w którym smażony ryż nasi goreng zapijałam przepysznymi sokami ze świeżo wyciskanych owoców. Wtedy zaczęłam poznawać i świadomie uczyć się stanu pełni szczęścia i satysfakcji z życia, o których mówi Iza z rozdziału „Wolna i wyzwolona dzięki Zumbie”.

Od tamtej pory poszło z górki: konkurs taneczny na Bali, praca w butiku podróżniczym w Indiach, szlifowanie języka hiszpańskiego w Andaluzji, wyjazd stopem z namiotem wokół Islandii, uczenie Zumby w Warszawie, nauka tańca w Nowym Jorku, nagrania reklamy telewizyjnej w Bangkoku, nurkowanie w Malezji… Mogłabym wymieniać magiczne momenty i zwariowane przygody godzinami. Marzyło mi się, żeby publikować artykuły do polskich gazet, pisać o poznawanych po drodze ludziach i cudownych doświadczeniach, które na nas czekają na świecie i… jako że nic z tym nie zrobiłam,  marzy mi się to nadal. Marzenia nie spełniają się same, trzeba zacząć działać. Ja jednak znowu się bałam – że przecież bardzo ciężko jest się przebić, że nie mam przygotowania dziennikarskiego, że niewystarczająco ciekawie piszę. Kiedy więc przeprowadzałam wywiad z Weroniką z rozdziału „Poznać siebie dzięki potomkom Majów” i usłyszałam, jak zaczęła się jej przygoda z dziennikarstwem, zaczęłam się śmiać z własnych obaw i z niedowierzaniem kręcić głową.

Teraz patrzę na sprawy w  inny sposób; uważam, że  wszystkie chwile zwątpienia były mi do czegoś potrzebne. Doświadczenia, które sobie podarowałam i te, których sobie odmówiłam, pomagają mi nieustannie definiować siebie i  swoją ścieżkę. Z ręką na sercu jestem w stanie powiedzieć, że byłam i jestem coraz bardziej spełniona, choć nie oznacza to, że nie miewam momentów zwątpienia i kryzysu. Jeden z największych  pojawił się około dwóch lat temu i związany był z tym, że nie miałam najmniejszego pojęcia, na co się zdecydować w życiu. Posiadając wiele pasji nie byłam przekonana, na którą postawić. Nie byłam też pewna, czy i jaką karierę zaczynać. Postanowiłam, że skupię się w takim razie na tym, jakie chcę mieć życie, a nie, co dokładnie mam w tym życiu robić.

Usiadłam w ciszy i zapytałam sama siebie: „Jakiego życia chcesz?”. Będąc po kilku dłuższych i dalszych podróżach moje ciało i umysł przyzwyczajone były do szybkiego tempa zmian i ciągłych zastrzyków adrenaliny. Niemal automatycznie odpowiedziałam sobie: „Pełnego przygód, niezapomnianych historii i cudownych relacji z innymi.” Postanowiłam, że skoro nie wiem jeszcze, na co konkretnie postawić, te trzy główne założenia będą kierować podejmowanymi decyzjami. Niezależnie od tego, czy proponowano mi prowadzenie zajęć tanecznych w Polsce, udział w seminariach samorozwojowych w USA czy pracę przy produkcji reklam telewizyjnych w Tajlandii, jeśli umożliwiały mi przeżywanie szalonych przygód, budowanie niezapomnianych wspomnień lub nawiązywanie wartościowych znajomości, natychmiast się na nie decydowałam. Dopiero później uświadomiłam sobie, że mój kryzys nie był spowodowany tym, co tkwiło we mnie. Problemem była narzucana nam, niezwykle ograniczająca, koncepcja, że w życiu zawodowym należy robić tylko jedną rzecz. Niby dlaczego? Cieszy mnie więc to, w ile różnorodnych projektów angażuje się Betty Q, czołowa polska „Showgirl z odciskami”.

Wszystkie przypadkowe prace, których się w moim niezdecydowaniu  podejmowałam i ludzie, których spotykałam po drodze, doprowadzili mnie do tego, co chcę w życiu robić. Pisanie, zamiłowanie do pracy z innymi czy plany łączenia ich z tańcem i biznesem przyszły do mnie naturalnie, ale jakby niespodziewanie. Mimo, że zawsze były gdzieś na horyzoncie, tak samo jak Julka, która doszła „Przez żołądek do kariery fotografa”, nie przypuszczałam, że będę się z nich kiedyś utrzymywać.

Z dużą dozą dumy i satysfakcji patrzę na  kilka ostatnich  lat i – podobnie jak wszystkie bohaterki książki – jestem samej sobie niezmiernie wdzięczna za to, że w którymś momencie przełamałam się i postawiłam na siebie. Powiem Ci w sekrecie – niezależnie od tego, że okres ten obfitował w wymarzone podróże, nieoczekiwane zwroty akcji i przygody jak z komedii sensacyjnych, pod koniec maja 2013 roku, na nowo i w kolejnym wymiarze, uwierzyłam w to, że Polka potrafi. Że ja potrafię.

Uwierzyłam, że niezależnie od tego, jaki jest mój cel, jeśli będę wytrwała i konsekwentna, a przede wszystkim – jeśli będę aktywnie podejmować działania – wcielę w życie moje najskrytsze i najbardziej przerażające marzenia. Teraz bowiem już wiem, że czasem to właśnie te cele, których się boimy, pozwalają nam wspiąć się na wyżyny i rozwinąć skrzydła. I powiem Ci, że ostatnie cztery miesiące były czasem nieustannego rozwoju i nauki.

O podobnym projekcie przedstawiającym budujące historie myślałam od ponad dwóch lat, nie mając odwagi i pomysłu na to, jak wziąć się za jego realizację. Miałam natomiast odwagę łapać w środku nocy podmiejskie autobusy na rozdrożach północnych Indii. Wydać książkę jako nieznany, początkujący autor bez budżetu i wystawić się na krytykę całego kraju – nie. Na szczęście już teraz się  nie boję. Albo inaczej – ten strach już mnie nie powstrzymuje, bo będzie ze mną zawsze. Bez krytycznych komentarzy się nie obejdzie. Sama zresztą wiem, że popełniłam w tym całym procesie błędy!

Jak miałoby być inaczej, skoro rzuciłam się na projekt tej książki nie mając znajomości w branży, żadnego know-how rynku wydawniczego, nie będąc osobą medialną i dając sobie trochę ponad trzy miesiące na napisanie i samodzielne jej wydanie? Do tego nie posiadając zaplecza finansowego, a wręcz przeciwnie – kilkadziesiąt tysięcy złotych długu na koncie. Nie miałam pojęcia, jak to zrobię, ale wiedziałam, że 22 września książka trafi w ręce pierwszych czytelniczek. I tak się stało.

Zaczęło się od tego, że na fali ogromnego entuzjazmu odpaliłam stronę internetową promującą „Polkę”,  nie mając ani jednej strony zebranego czy spisanego materiału. Jednak, kiedy słowo się rzekło, a wieści poszły w świat, nie było odwrotu. Od  początku chciałam, żeby książka była swego rodzaju punktem zapalnym dla większej akcji społecznej, dzięki której – wraz z pomocą moich bohaterek – zainspiruję tysiące dziewczyn i kobiet z całego kraju do tego, żeby przestały w siebie wątpić. Żeby śmiało zaczęły kroczyć przez życie i patrzyły na to, czym jest sukces, przez pryzmat spełnianych na bieżąco marzeń. Nie przypuszczałam jednak, że proces przeprowadzania i spisywania wywiadów tak bardzo zainspiruje… mnie samą.

Podobnie jak nie wiedziałam, że nasze rozmowy będą miały niemalże terapeutyczny wydźwięk dla części bohaterek. Do niektórych z nich dotarłam w dość ciężkich momentach ich życia. Niesamowita energia, która normalnie popycha je do przodu, powoli przygasała pod ciężarem stresu, wątpliwości czy samotności. Żadna z nas nie twierdzi bowiem, że kiedy zaczniesz walczyć o swoje cele i marzenia, nagle pozbędziesz się wszystkich negatywnych emocji, a życie będzie usłane różami. Niezależnie od tego, czy obieramy własną ścieżkę, czy podążamy tą, na którą skierował nas ktoś inny, pojawiają się ciężkie momenty. Dlatego z ogromną radością obserwowałam, jak z każdym wypowiedzianym zdaniem w dziewczyny wstępuje trochę więcej dumy z tego, co już osiągnęły i co jeszcze przed nimi. W trakcie naszych rozmów ponownie upewniały się, że są dokładnie tam, gdzie być powinny.

Działało to też w drugą stronę – w momentach paraliżu, kiedy nagle spadały na mnie wszystkie negatywne komentarze otoczenia  oraz wątpliwości,  wyrażane przez znajomych na temat wykonalności i opłacalności projektu „Polka potrafi”; kiedy ja sama poddawałam w wątpliwość powodzenie całego przedsięwzięcia – jak mantrę powtarzałam sobie:  skoro Martyna z Natalią sprzedały tysiąc sztuk pierwszego numeru swojego niszowego magazynu, o którym dowiecie się więcej w rozdziale „Do sukcesu przez wyboistą Azję”, to nie ma opcji, żeby mnie się nie udało!

Podczas rozmów część z dziewczyn, jak Ewelina, była w podróży do egzotycznych miejsc globu, więc ciężko było się z nimi skontaktować: ograniczony dostęp do Internetu, chaos w głowie, ciągły ruch. Czułam ich niezwykłą ekscytację i radość, ale i lekkie zmęczenie, nierozerwalnie związane z podróżami. Jeszcze inne oswajały swoją ciągle zmieniającą się rzeczywistość: Aga – prowadzenie licznych start-upów w Szkocji i naukę cierpliwości; Jujka – wychodzenie na prostą po roku, który był czasem kryzysów fizycznych i psychicznych; Martyna i Natalia – walkę o utrzymanie swojego produktu na rynku. Słyszałam ich mądrość i pewność siebie, która jednak cichym echem odbijała strach i obawy o to, czy wszystko się uda.

Dostrzegałam błysk w oku i niesamowicie ciepły uśmiech, gdy razem przechodziłyśmy przez szczęśliwe momenty ich historii. Chciałam pomóc otrzeć łzy, które pojawiały się na wspomnienie kryzysów i cięższych chwil. Gdy żegnałyśmy się na koniec naszej wspólnej podróży przez ich życie, ściskałyśmy się serdecznie. A ja, po wysłuchaniu każdej kolejnej historii sukcesu, bo za taką uważam wszystkie z zebranych tu opowieści, myślałam raz za razem: Musi mi się udać! Wierzę, że z Tobą będzie tak samo, niezależnie od tego, jaki plan masz dla siebie w zanadrzu. Po cichu liczę też, że niektóre z bardzo bliskich mi osób przełamią strach i myślenie o swoim wieku jako przeszkodzie stojącej na drodze do sukcesu. Dlatego tym bardziej cieszę się, że jest z nami Hania z rozdziału „Był czas na dzieci, teraz jest czas na mnie.”

Przedstawiam Ci trzynaście historii, a wybrałam je spośród ponad dwudziestu pięciu, których wysłuchałam w trakcie zbierania materiałów do książki. Dlaczego trzynaście? Bo na przekór wszelkim przesądom, zawsze uważałam trzynastkę za moją szczęśliwą liczbę. Niechaj się nam więc szczęści.

Najistotniejsze, tak naprawdę, nie jest to, czy zostałaś wspomniana na stronach tej książki. Wszystkie jesteśmy bohaterkami naszego życia i każda z nas należy do grona Polek, które potrafią, choć chwilami o tym zapominamy. A dzięki odpowiedniemu nastawieniu do innych ludzi i do tego, czym jest ryzyko oraz dzięki kroczeniu w kierunku, który SAME dla siebie wybierzemy, zawsze dojdziemy w miejsca, o których nawet nie śniłyśmy.

Uwierz w to i uwierz w siebie, a później podziel się ze mną Twoją historią sukcesu.Czekam!

Magda Bębenek, autorka projektu Polka Potrafi: www.polkapotrafi.pl

Fragment książki „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!”/. Jeśli masz niedosyt to przeczytaj jeszcze słowo od autorki a potem zakup książkę. To będzie dobra inwestycja!

Wow, udało się! To już dziś!

Kilka miesięcy intensywnej pracy. Kilkanaście niezwykłych i inspirujących historii. Kilkadziesiąt godzin wywiadów i materiałów. Niezliczone emocje: ekscytacja, stres, radość, strach, uniesienie, obawy, duma, zwątpienie, szczęście… Ale przede wszystkim – pokonywanie własnych ograniczeń, pełna mobilizacja sił i niezachwiana wiara w to, że się uda.

Wszystko po to, by w Twoje ręce trafiła książka „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!” – projekt, który nosiłam w sercu  ponad dwa lata, zanim  zrozumiałam, że nie mogę dłużej czekać. Że kobiety w całym kraju muszą poznawać podobne historie,  by odkrywać te, które  znajdują się w nich samych. Że każda  z nas może w pełni korzystać  z narzędzi, które pomagają wznieść   się na wyżyny i dokonywać rzeczy, o których  inni tylko marzą. Na szczycie starczy miejsca dla każdego, kto podejmie wyzwanie i  rozpocznie wspinaczkę.

Ja swoją zaczęłam kilka lat temu i choć niektóre odcinki drogi bywały bardziej uciążliwe, niż bym sobie życzyła, a przystanki dłuższe, niż  chciałabym przyznać – nie zamieniłabym tej podróży na żadną inną. Po trzech latach  przeskakiwania z kontynentu na kontynent i przemierzania jednego kraju za drugim, rozpoczął się kolejny etap mojego życia. Czuję, że będzie  jednym z najbardziej satysfakcjonujący dotychczas – niewiele rzeczy daje mi tyle radości, co dzielenie się z Wami opowieściami, które inspirują do tego, żeby wziąć sprawy we własne ręce.

Kim są nasze Polki, które potrafią? Z zawodu: studentkami, artystkami, biznesmenkami, dziennikarkami i pracownikami naukowymi. Z natury: ambitnymi, aktywnymi, serdecznymi i kreatywnymi duszami. Cały czas  poszukują nowych smaków  życia i odkrywają kolejne jego odcienie,  by wybrać te, które najbardziej im odpowiadają  oraz własnoręcznie namalować obraz, którego bohaterkami są one same. W dniu premiery książki obchodzę dwudzieste szóste urodziny i fakt, że ją w tej chwili czytasz, jest dla mnie najpiękniejszym z możliwych prezentów.  Głęboko wierzę, że dzięki przedstawionym  opowieściom  uwierzysz w to, że możesz być, kim chcesz i gdzie chcesz; mieć czas dla tych, których kochasz i robić to, na czym Ci zależy. Mnie pomogły i odmieniły moje życie.

→ Pytanie coachingowe: Kiedy jesteś z siebie dumna?