Olga Kozierowska: mam za sobą wiele kryzysów. Nie zniszczyły mnie

Życie jest jak wykres EKG.  Raz jesteśmy nad kreską, raz pod. Kiedy wychodzimy na prostą? Jeżeli nadal macie w głowie wyobrażenie wykresu EKG, to nietrudno się domyślić, że wtedy, gdy jest już za późno. Jaki z tego wniosek? Warto nauczyć się funkcjonować na niepewnym, sinusoidalnym, gruncie, bo tak mniej więcej wygląda życie każdego z nas. Różnić się może tylko rozpiętością wykresu. Banał?

Być może, ale i codzienna lekcja, którą dostajemy od życia. Uczy nas ona pewnej cennej prawdy – że to od nas, od naszych wyborów, nastawienia, emocji i umiejętności przechodzenia z jednego kryzysu w kolejny, będzie zależało to, jak sobie z tym wszystkim poradzimy. Czy poddamy się, staniemy w miejscu narzekając na los, który innym tyle daje, a nam, wiadomo, tylko wiatr w oczy? A może z podniesionym czołem staniemy twarzą w twarz z  kryzysem i  powiemy sobie: „Spokojnie, dasz radę”. Ci, którzy wliczają w drogę do celu ryzyko poniesienia porażki, nie sięgają dna w momencie, gdy się pojawia. Oczywiście, to „wliczanie” nie oznacza mnożenia pesymistycznych myśli bądź tworzenia negatywnych scenariuszy. Nie oznacza też, że gdy kryzys się wydarzy, to będzie mniej boleć. „Wliczenie” pozwoli na szybsze poszukiwanie konstruktywnych rozwiązań. Otworzenie się na wyciągnięcie lekcji z poczynionych błędów. Przygotowanie mentalne, stanie pewnie na dwóch nogach, pomiędzy lękiem przed poniesieniem porażki a nadzieją na wielki sukces, pozwoli nam iść do przodu, bez konieczności zamykania się we własnym nieszczęściu, szukania winnych, sposobów zemsty i odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi. Większości kryzysów nie da się przewidzieć. Choć nie jest też tak, że przychodzą zupełnie nieoczekiwanie, bez zapowiedzi. Wiele historii opisanych w tej książce pokazuje, że pojawiają się drobne sygnały, czasem zapalają się nam w głowach czerwone lampki alarmowe, które po prostu ignorujemy. „Jakoś to będzie”, „Pewnie przesadzam”, „Nie ma się co przejmować” – powtarzamy sobie, odsuwając na później myślenie o tym co trudne i nieprzyjemne. W ten sposób hodujemy kryzys, który ma czas, żeby spokojnie rozwinąć się i rozkwitnąć. Czy udałoby się uniknąć kryzysu, gdybyśmy zareagowali na czas? Niektórych tak. Inne byłyby mniejsze, a ich konsekwencje mniej bolesne. Dlaczego więc zaczynamy działać wtedy, kiedy jest już bardzo późno? Odpowiedzi jest wiele. Niektórzy lekceważą zagrożenie. Inni mają nadzieję, że wszystko samo się rozwiąże. Większość z nas boi się po prostu, że w sytuacji kryzysowej sobie nie poradzi. Tę książkę napisałam, żeby pokazać, że nie ma takiego kryzysu, którego nie da się przejść.  Ze wszystkim można sobie poradzić. Bohaterki tej książki są tego najlepszym przykładem. Na świat i zachowania innych nie mamy bezpośredniego wpływu. Wpływ mamy tylko na siebie. To my decydujemy o tym, co zrobić z dotykającym nas kryzysem. My po jego wystąpieniu tworzymy przekonania o sobie, swoich możliwościach i umiejętnościach. Możemy stworzyć przekonania destrukcyjne, które zatrzymają nas na lata w tym jednym zgorzkniałym miejscu, lub pozytywne, pozwalające wyciągnąć naukę w negatywnych wydarzeń i próbować dalej w inny sposób. Mam za sobą wiele kryzysów. Egzystencjalnych, rozwojowych, osobistych, zawodowych, biznesowych i emocjonalnych. Nie zniszczyły mnie. Nauczyłam się z nimi żyć. Niektóre po prostu akceptować, inne pokonywać, a jeszcze inne przekuwać w sukces. I o tym jest ta książka. O kryzysach małych i dużych, o tym jak sobie z nimi radzić.
Piszę o nich korzystając z własnych doświadczeń, historii, którymi dzieliły się ze mną inne kobiety – przyjaciółki, bliższe i dalsze znajome, kobiety, z którymi pracowałam jako mentorka, i które podziwiam za odwagę, hart ducha i siłę woli. Wszystkie opowieści wzbogaciłam praktyczną wiedzą, by książka ta stała się pewnym kompendium wiedzy o tym, jak zaprzyjaźnić się z kryzysem.

Olga Kozierowska

Portret

Olga Kozierowska – mówca motywacyjny, mentorka, bizneswoman, dziennikarka.
Zainspirowała i zmotywowała tysiące Polek do wzięcia swojego życia i szczęścia we własne ręce. Twórczyni organizacji Sukces Pisany Szminką. Pierwszej w Polsce organizacji kompleksowo wspierającej rozwój kobiet i nagłaśniającej ich sukcesy na skalę ogólnopolską.

Praca utracona czyli kryzys poczucia bezpieczeństwa (fragment książki)

Telefon dzwonił już chyba piąty raz. A właściwie mrugał tylko nachalnie, bo Baśka kilka godzin temu wyciszyła dzwonek. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie miała ochoty słuchać dobrych rad pod tytułem wyjdź do ludzi, od razu poczujesz się lepiej. Miała to gdzieś. Miała wszystko gdzieś. Spojrzała z niechęcią na wyświetlacz i szybkim ruchem schowała telefon pod poduszkę. Teraz nie słyszała go ani nie widziała. Ale tego wieczoru jej przyjaciele uparli się, żeby nie dać jej spokoju. Po kilku minutach ktoś zadzwonił do domofonu, a gdy i to zignorowała, za chwilę usłyszała walenie do drzwi.
– Baśka, otwieraj! Wiemy, że tam jesteś. – To byli Anka i Tomek. Baśka otworzyła ze zbolałą miną i wpuściła przyjaciół.
– Żyjesz, to dobrze. Nie można się było do ciebie od rana dodzwonić – rzuciła poirytowana Anka.
– Żyję i mam ochotę posiedzieć sama. Myślałam, że dość wyraźnie dałam to do zrozumienia. Na przykład nie odbierając telefonu. – Baśka patrzyła z niechęcią, jak Anka zdejmuje buty, idzie do kuchni i zaczyna parzyć sobie herbatę. – Czuj się jak u siebie – rzuciła z przekąsem.
– Od tygodnia nie wychodzisz z domu, z nikim nie rozmawiasz. Martwiliśmy się. – Tomek jak zwykle próbował przemówić jej do emocji. – Wiem, że strata pracy to nic miłego, ale masz przyjaciół, to nie koniec świata.
– Dla mnie koniec. To była moja wymarzona praca! Tyle lat wyrzeczeń, żeby się tam dostać, a teraz zostałam z niczym! Właśnie dlatego nie chce mi się gadać, bo niczego nie rozumiecie. – Anka i Tomek stali jak wryci, zaskoczeni wybuchem Baśki. Do tej pory nie zdarzyło się nawet, żeby podniosła głos. – Idźcie już, proszę. Naprawdę mam ochotę zostać sama. Muszę to wszystko przemyśleć. Gadanie o tym mi nie pomaga.
To, że Baśka była załamana, było widać od razu. Zwykle energiczna, pełna pomysłów, przebojowa dziewczyna leżała teraz zwinięta w kłębek na sofie, w wyciągniętym dresie i z przetłuszczonymi włosami. Informacja o zwolnieniu była dla niej takim szokiem, że z początku sądziła, że to jakaś pomyłka. Ale nie, jej szefowa nie wyglądała na kogoś, kto by się pomylił.
– Przykro mi, w naszym zespole nie potrzebujemy kogoś, kto ciągle ma swoje zdanie, podważa opinie przełożonych i ich autorytet wśród innych pracowników – rzuciła oschle.
– Ja tylko wyrażałam swoją opinię, kiedy uważałam, że coś można zrobić efektywniej – broniła się Baśka.
– Nie tego oczekujemy w naszej firmie – stwierdziła szefowa. – Jutro możesz już nie przychodzić. Służbowy telefon i laptopa zostaw na biurku.
I to był koniec. Nie była pierwszą, która wyleciała z tej firmy za posiadanie własnego zdania, ale to nie stanowiło dla Baśki pocieszenia. Ambitna i zdeterminowana, teraz czuła się poniżona. Jak mogli jej to zrobić? Była świetnym pracownikiem, być może jednym z najlepszych, jakiego ta firma miała, i co? I tak po prostu się jej pozbyli? Gdy minęły kolejne dni, do uczucia wstydu i poczucia niesprawiedliwości doszedł też strach, że ze zwolnieniem w papierach nie znajdzie szybko innej pracy. Ale zamiast przystąpić do działania, pierwszy raz w życiu poczuła, że nie ma na to siły. Położyła się więc na kanapie. Od tygodnia nie była w stanie się z niej podnieść. Nie wychodziła z domu, jedzenie zamawiała przez internet. Policzyła, że pieniędzy wystarczy jej na dwa miesiące, a w razie czego pomogą jej rodzice. Wiedziała, że teraz ludzie zmieniają pracę kilka razy w życiu, że zwolnienie jest stresujące, ale może wyjść jej na dobre. Jednak nie potrafiła być jedną z tych kobiet ze stron kolorowych magazynów, które opowiadają z uśmiechem na ustach, jak to skorzystały na tym, że ktoś wywalił je z pracy. W każdym razie jeszcze nie teraz.
– Pomyślę o tym wszystkim jutro – wymamrotała, zamykając za przyjaciółmi drzwi i wracając na kanapę. – A najlepiej pojutrze – dodała.
Życie postanowiło jednak dać Baśce impuls do szybszego działania. Wśród kilkunastu nieodebra­nych połączeń znalazła trzy od mamy i jednego błagalnego SMS-a: „Córeczko, zadzwoń natychmiast. Coś się stało, to pilne”.
Mama Baśki była wziętym prawnikiem. Od lat prowadziła dobrze prosperującą kancelarię, na początku z tatą Baśki, notariuszem, a po rozwodzie samodzielnie. Kilka lat temu ponownie wyszła za mąż. Tym razem za właściciela niedużej firmy. Relacje Baśki z ojczymem nigdy nie były dobre. Mimo że była dorosłą kobietą, wciąż nie pogodziła się z rozstaniem rodziców. Nowego partnera matki uważała za zwykłego prostaka i dorobkiewicza, który potrafił rozmawiać tylko o pieniądzach.
Matka Baśki była roztrzęsiona – mąż zniknął, ale wcześniej zdążył wyczyścić jej konto. Okazało się, że jego firma od dłuższego czasu miała kłopoty. W końcu długi sięgnęły kilkuset tysięcy złotych. Zamiast układać się z wierzycielami, wybrał drogę na skróty – zabrał wszystkie oszczędności swojej żony i zwiał. Nikt nie wiedział, gdzie może być. Matka dziewczyny zgłosiła wszystko na policję, ale policjanci nie dawali jej wielkich nadziei, że kiedykolwiek odzyska pieniądze. Teraz obie siedziały na kanapie – matka i córka. Obie straciły wszystko, co miały, i zostały z niczym. To Baśka zaczęła się pierwsza śmiać. Cała sytuacja wydała jej się tak absurdalna, że nie potrafiła się powstrzymać. Jej śmiech był jak wirus i za chwilę śmiały się obie jak wariatki. Po chwili poczuły ulgę. Tyle Baśce wystarczyło, żeby wreszcie wstać z kanapy.
Z motywacją nie mają problemu zwykle ci, którzy nie mają wyboru i muszą zacząć działać. Baśka powoli radziła sobie z żalem po stracie pracy. Teraz dodatkowo napędzała ją myśl, że pieniądze na koncie topnieją każdego dnia, rata kredytu sama się nie spłaci, a mama nie tylko już jej nie pomoże, ale sama potrzebuje wsparcia. W głębi ducha zaczynała się cieszyć, że została postawiona pod ścianą.
W pierwszej kolejności wzięła się za odświeżanie CV. Entuzjazmu starczyło jej do momentu, kiedy plik się otworzył. Spojrzała krytycznie na swoje wykształcenie i osiągnięcia. Miała 25 lat. Praca, którą straciła, była jej pierwszym poważnym zajęciem. Wcześniej zrobiła kilka staży i praktyk. Nic, czym mogłaby się pochwalić. „Nikt mnie nie zatrudni. Przecież ja nic nie umiem” – pomyślała i odłożyła laptopa. „Stop, Baśka, weź się w garść, bo będzie kanał”.
Po chwili znów siedziała przed laptopem i wklepywała w Google’a kolejne hasła – „Jak napisać nowoczesne CV”, „Jakie osiągnięcia przedstawić w CV”, „Jak pokazać małe doświadczenie, żeby zaciekawić pracodawcę”. Była zaskoczona tym, ile ciekawych linków znalazła – baza wiedzy na portalach wspierających kobiecą przedsiębiorczość była ogromna. Zaczęła przerabiać CV według wskazówek. Na koniec napisała e-maila do byłej już szefowej, w którym… poprosiła o rekomendacje. Ryzykowała, ale kilka godzin później szefowa odpisała – dokładnie to, na czym Baśce zależało: „Niezależna, indywidualistka. Ma zawsze własne zdanie, którego nie boi się wyrażać”. Była jej wdzięczna, że nie wspomniała o podważaniu autorytetu przełożonych. Baśka po przeczytaniu tych wszystkich tekstów już wiedziała – co dla jednych jest wadą, w innej firmie może być zaletą. A zatem musi zacząć szukać tam, gdzie potrzebni są ludzie, którzy nie boją się mówić, co myślą.
Przygotowując nowe CV, Baśka odkryła także, że jest kilka miejsc, w których za nieduże pieniądze można zrobić on-line test talentów i kompetencji. Test Instytutu Gallupa pomógł jej lepiej nazwać swoje talenty i mocne strony. Test kompetencji miękkich uświadomił jej, że ma temperament liderki, ale musi jeszcze popracować nad odnajdywaniem się w zespole i inteligencją emocjonalną. Swoje CV napisała od nowa. Może nie miała wielkiego doświadczenia zawodowego, ale miała potencjał, którego nie bała się pokazać.
Kiedy rozesłała CV do kilkudziesięciu firm, trafiła na kolejną przeszkodę – zapadło milczenie. Mijał kolejny tydzień, a nie odezwał się nikt. I znów Baśka wpadła w rozpacz.
– Jestem beznadziejna – powtarzała sobie, a jej wiara w siebie leżała i kwiczała na ziemi, pokonana przez chmarę negatywnych przekonań. Wtedy wreszcie postanowiła poprosić o pomoc bardziej doświadczoną osobę. Zadzwoniła do Gośki, która pracę zmieniała za każdym razem, kiedy zaczynała się nudzić. A nudziła się często i nigdy nie miała problemu, żeby znaleźć coś nowego.
– Bo ja nigdy nie wysyłam CV przypadkowo – powiedziała Gośka. – Nie zaczynam od tego, że patrzę, co jest w serwisach z ogłoszeniami. Najpierw zastanawiam się, co ja właściwie chciałabym robić. Potem robię porządny research i szukam firm, które mogą mi to zapewnić.
– A jeśli akurat nikogo nie szukają? – zapytała Baśka.
– To ja im tłumaczę, że właśnie powinni zacząć szukać, a właściwie nie muszą szukać, bo znaleźli mnie – zaśmiała się Gośka. – A poważnie mówiąc, to dzwonię do ich działu HR, pytam, czy mogę przesłać im swoje CV, wyjaś­niam w kilku słowach, dlaczego warto na nie spojrzeć i umawiam się na telefon za dwa dni. To ich zwykle motywuje, żeby otworzyć e-maila ode mnie. Po dwóch dniach dzwonię i przynajmniej w jednym przypadku na pięć zgadzają się spotkać, a wtedy ich mam.
– Ale ja tak nie potrafię. Nie potrafię mówić o sobie, jakbym była mistrzem świata. – Baśka wyraźnie się zasmuciła.
– Ja też nie potrafiłam, ale kiedy skończyły mi się pieniądze na koncie, musiałam się nauczyć. Zrobię ci teraz przyspieszony kurs mówienia o sobie językiem korzyści. Napisz sobie na kartce w kilku zdaniach, w czym jesteś dobra. A potem powiedz to na głos i nagraj się na komórkę. Kiedy odsłuchasz to za pierwszym razem, pewnie się załamiesz. Ale się nie poddawaj. Nagrywaj tak długo aż usłyszysz, że masz pewny głos i przekonasz samą siebie, że jesteś dobra – mówiła Gośka z błyskiem w oku.
Było dokładnie tak, jak przewidziała jej koleżanka. Po pierwszym razie Baśka miała ochotę wyrzucić telefon przez okno. Po drugim chciała się spalić ze wstydu. Po dwudziestym zaczęła jednak zauważać różnicę. Mówiła coraz pewniej – z wiarą i przekonaniem. Postanowiła wypróbować nową umiejętność w praktyce. W pierwszej firmie rozmowa zakończyła się po 30 sekundach, a pani z działu HR potraktowała ją jak upierdliwego pracownika call center. W drugiej pracownica rozłączyła się, zanim Baśka zdążyła wytłumaczyć, z czym właściwie dzwoni. W trzeciej dużo mniejszej niż dwie poprzednie, o dziwo, została wysłuchana do końca i poproszona o przesłanie CV. Następnego dnia oddzwonili sami – na razie nikogo takiego nie szukają, ale będą o niej pamiętać. „Pierwsze koty za płoty” – pomyślała wykończona Baśka.
Po tygodniu dostała pierwsze zaproszenie na rozmowę o pracę. Baśka długo ćwiczyła przed lustrem swój elevator speech – krótkie przemówienie, w którym w niespełna minutę opowiedziała o sobie językiem korzyści. „Nazywam się Barbara. Moją mocną stroną jest umiejętność samodzielnego podejmowania inicjatywy, rozbudzania w zespole entuzjazmu i rozpoczynania odważnych projektów” – powtarzała. Momentami znów czuła się jak liderka – dziewczyna, która w wieku 19 lat wyjechała na studia za granicę, która poradziła sobie z nauką w obcym języku, pracując wieczorami w kawiarni, żeby dorobić do skromnego stypendium. Zwolnienie z pracy zupełnie podkopało jej wiarę w siebie. Teraz zaczynała powoli je odzyskiwać.
Rozmowa zaczęła się dobrze – wszyscy byli do niej przyjaźnie nastawieni. Wreszcie padło pytanie o poprzednią firmę. Baśka uznała, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
– Zostałam zwolniona. Jako powód podano, że zbyt chętnie dzielę się swoim zdaniem. Na początku uważałam, że zostałam potraktowana niesprawiedliwie, ale patrząc na to z dystansu, myślę, że mój pracodawca nie zwolnił mnie złośliwie. Po prostu potrzebował innej osoby w zespole. A ja nauczyłam się, że forsowanie swojego zdania za wszelką cenę nie zawsze jest dobre.
– Widzi pani, skontaktowaliśmy się z pani byłą szefową. Zapytaliśmy ją o rekomendacje, które pani przedstawiła, i o to, dlaczego się rozstaliście. Cieszymy się, że była pani z nami szczera. Wydaje nam się jednak, podobnie jak pani poprzedniej szefowej, że korporacja to nie jest dobre miejsce dla pani. Nie możemy pani zaproponować tej pracy, ale jako specjalistka od HR mam dla pani pewną podpowiedź: – pani talenty i potencjał pokazują, że spełniłaby się pani w roli szefowej i liderki. Idealnym rozwiązanie dla pani byłoby założenie własnej firmy – zakończyła z uśmiechem.
Baśka była kompletnie zaskoczona. „Ja i firma? Co ja wiem o prowadzeniu biznesu?” – zastanawiała się w drodze do domu. Zdziwiona była jednak głównie tym, że poczuła ulgę, kiedy jej nie przyjęli. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty pracować w korporacji. Nie miała ochoty znowu być czyjąś podwładną. Kochała swoją wolność, samodzielność i pomysłowość. Może zatem firma to naprawdę najlepsze rozwiązanie?
Po tym spotkaniu Baśka zupełnie zmieniła strategię. Zatrudniła się w małej agencji reklamowej, gdzie doceniono jej samodzielność i kreatywność. Niezależność porzuciła na rzecz zdrowej współzależności, dzięki której mogła uczyć się od innych. Zrozumiała w końcu, że sama niczego nigdy nie osiągnie. W agencji uczyła się, jak tworzyć strategie marketingowe, jak zarządzać promocją, budować kampanie. Zdobywając doświadczenie i uznanie kolegów, czuła się coraz mocniejsza i pewniejsza. Kiedy trafiał się trudniejszy moment, stawała przed lustrem i powtarzała sobie: „Dasz radę. Kto jak nie ty!”. Starała się rozmawiać ze sobą jak z najlepszą przyjaciółką.
Po jakimś czasie zarabiała na tyle dobrze, że mogła pomóc także mamie, która po rozpadzie drugiego małżeństwa wpadła w finansowy i emocjonalny dołek. Pewnego dnia stanęła w jej drzwiach z dwoma biletami do Azji – następne dwa tygodnie spędziły, podróżując po Wietnamie i Laosie. To były ich wakacje życia.
W międzyczasie Baśka zrobiła studia MBA. Pracowała za trzech, cały czas wizualizując sobie swój cel. Oczami wyobraźni widziała biuro własnej  firmy, zebrania z zespołem. Doskonale wiedziała, jakich ludzi chce zatrudnić, ilu, jakie obowiązki im powierzy i jak będzie wyglądała premiera ich produktu. W końcu dopięła swego i po trzech latach pilnej nauki odeszła z agencji, otwierając wymarzoną firmę. Nie startowała od zera. Pracując w agencji, opracowała biznesplan, model biznesowy, odłożyła pieniądze na start. Dziś, po dwóch latach działania, jej firma dobrze sobie radzi. Baśka zbudowała mocny zespół. Wybrała do niego ludzi, którzy są innowacyjni, samodzielni i którzy nie boją się wypowiadać na głos swojego zdania. Kiedy odbierała nagrodę w jednym z konkursów za produkt roku, podziękowała swojej dawnej szefowej, która ją zwolniła i dzięki temu pomogła Baśce znaleźć się na właściwej ścieżce.

Mój przyjaciel kryzys_Olga Kozierowska

Moj przyjaciel kryzys 3D 300 dpi

→ Pytanie coachingowe: Co możesz zmienić już dziś by zapobiec kryzysowi?