Zupełnie nie spodziewałem się, że pojedyncze spotkanie może wstrząsnąć fundamentem moich poglądów na wino. I to w taki sposób, że najpierw rozłożyły się one na wartości podstawowe, a potem złożyły dokładnie w ten sam uporządkowany i przejrzysty system wartości jakiemu hołdowałem od ponad 20 lat. Z tą jedną jedyną różnicą, że stałem się bogatszy o cały nowy świat interpretacji najprostszej prawdy o winie.
Przez lata przestrzegałem tej zasady komponując wino z innymi przyjemnościami podniebienia. Drobiazgowo dbając o balans smaków, aromatów. Ba, jako dojrzały sommelier również o połączenia odcieni czy faktur potraw i napojów. Ta cała magia, która drzemie w zderzeniu wszystkich zmysłów naraz, w kontrolowanych i komfortowych warunkach, była moim domem. Do zeszłego miesiąca.
W trakcie pozornie zwyczajnego kameralnego spotkania, ktoś zadał mi pytanie czy mogę pomóc w doborze wina. Pomoc potrzebującym my sommelierzy mamy we krwi, więc zgodziłem się natychmiast. Z tolerancyjnym uśmiechem czekałem na pytanie o małże świętego Jakuba czy też o ośli ser z Pule. Nic z tych rzeczy… Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem:
– Panie Macieju co poleciłby pan do „Zahira” Paulo Coelho?
– Pani oczywiście żartuje?
– Nie, skoro dobre wino jest do wszystkiego. To musi być jakieś wino, które pasuje do Coelho.
To był ten moment. Po raz pierwszy zetknąłem się z nową filozofią wina – winethropology. Tak naprawdę jest ona nowa tylko dlatego, że w natłoku wydarzeń zapomnieliśmy o korzeniach naszej kultury i cywilizacji. W końcu bez wina nie byłoby teatru, bez wina nie byłoby tęczy rozpiętej dla upojonego Noego, bez wina nie byłoby też prawdy. Z tego czerpie właśnie winethropologia, która utrzymuje, że stwierdzenie „Dobre wino jest do wszystkiego” jest twierdzeniem prawdziwym absolutnie. Osoby, z którymi rozmawiałem okazały się być pierwszymi w Polsce winiarzami hołdującymi tej filozofii.
Po kilkunastu minutach naprawdę fascynującej rozmowy zgodziłem się przeprowadzić w pełni naukowy eksperyment. Przeczytać jeszcze raz Coelho i dobrać do niego wino. Rezultat przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że jest całe spektrum smaków i aromatów, które zupełnie nie przystają do tej niejednoznacznej opowieści o miłości, o zburzeniu świata jaki znamy, o winie. Książka ma w sobie wiele płaszczyzn emocjonalnych i dobrać do niej wino, które będzie pasować od A do Z było w mojej ocenie niemożliwe. Ale można wybrać kilka win, w zależności od wątków, nastrojów i emocji.
Kto nie przeczytał Zahira, temu nie będziemy zdradzać treści, ale do warto postawić przed sobą butelki zarówno z winami finezyjnymi, opartymi na niuansach, delikatnych, ale pełnych ukrytych treści jak pinoty z Burgundii, jak wina poważniej zbudowane, muskularne, taniczne. Tam gdzie wątki w książce są niemal kryminalne i sensacyjne, tam siłacze z Umbrii czy beczkowe Malbeki z Argentyny podbudują akcję …a gdzie miłość, uczucia i fantazja płynie w górnych rejestrach, to burgundy i dojrzałe nebbiolo, na czele z Barolo przynajmniej 6 – 7 letnim…
Byłem w szoku. Postanowiłem przeprowadzić dalsze eksperymenty na własnych warunkach.
Do wczesnej Metaliki pasuje najbardziej młode Carmenere niż dojrzałe Cabernety z Chile. Krótkość utworów nie pozwala winu nadmiernie się rozwinąć i ta pewna brutalność doskonale idzie w parze. Gdy jednak z głośnika sączy się TUTU Milesa, tam potrzebne wino wyrafinowane, lecz mocne … dojrzała Ribera del Duero, która czekała przynajmniej rok, jak nie dwa w beczce zapewne jeszcze bardziej rozbuduje doznania estetyczne.
No dobrze, skoro do wszystkiego, to do wszystkiego.
Okazuje się, że jest też wino, które pasuje do momentu, kiedy siadamy po weekendowych zakupach i zastanawiamy się wraz z partnerką po co to było?
Przy zakupach do kwoty 1 000 złotych, świetnie sprawdza się Chianti Classico. Sekret tkwi w tym jak grona Canaiolo zmiękczają Sangiovese, dając poczucie zadowolenia z chwili. Riservy szczególnie spotęgują poczucie dobrze wydanych pieniędzy.
Jeśli pozostawiona na zakupach kwota przekracza 2000 to poleciłbym na popołudnie szampana. Szlachetne bąbelki połaskoczą naszą próżność jeszcze bardziej, ale jednocześnie szybciej dostarczony alkohol do krwioobiegu za pomocą dwutlenku węgla szybciej pozwoli zapomnieć o zerach, które zniknęły z konta.
To był naprawdę miesiąc ciekawych eksperymentów. I bardzo interesujących wniosków.
Przekonałem się, że filozofia winethropology rzeczywiście ma sens i działa. Co ciekawe jest fantastycznym rozwinięciem w praktyce tego czego trzymałem się tak ortodoksyjnie do tej pory. Smakowania momentów. Dobierania elementów, których całość jest większa niż ich prosta suma. Nigdy nie zrezygnuję z komponowania wina i potraw, ale teraz mam też przed sobą cały świat pełen nowych wyzwań.
Na przykład jakie wino pasuje do wschodu słońca nad polskim morzem?
Szczerze? Myślę, że winethropology jest to projekt dla nas wszystkich, których cieszy odkrywanie wciąż nowej i zmiennej natury wina. To także powrót do korzeni, a przy winie to ich znaczenia nie da się przecenić. Na razie polecam filozofię #winethropology i #winethropologhy.club
Maciej Katarzyński, sommelier